Uplotłem sobie sznur
Z jedwabnych rozczarowań.
Tak delikatny
I żałosny.
Mimo, że mnie utrzymać
Nie zdoła
To śmierć zada
W sposób najmniej
Bezbolesny.
I byłaby mniejsza trwoga
Gdyby tego kata
Można było zobaczyć
Poczuć zapach.
Inny niż ten
Do którego przywykły moje nozdrza.
Świeża krew
Chełpliwie lejąca się z żyły
Szpony smutku
Ryjące na skórze
Krwawe odciski.
I żółć.
Wypełniająca serce
Jak kielich.
A może ten sznur
Wcale nie z jedwabiu
upleciony.
Tak realny jak ptak
na drzewie siedzący.
Czai się gdzieś
Obok ręki
I cicho
Powoli
Szepce:
Weź mnie, jesteś już zgubiony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz